Mdina – pierwsza stolica Malty to miejsce wyjątkowe. Już przy samym wejściu do miasta uderza nas wszechogarniająca… cisza. Historyczne miasto położone na wzgórzu w centrum wyspy nazywane jest Silent City, czyli Miastem Ciszy. Na średniowiecznych murach co krok spotykamy tabliczki z rysunkiem palca przyłożonego do ust i prośbą o szanowanie spokoju mieszkańców. Obowiązuje tu także zakaz ruchu kołowego, więc nie doświadczymy zgiełku silników i klaksonów, a jedyne co możemy usłyszeć to tętent koni po kostce brukowej.
Raczej nie byłam dziewczynką, która marzyła o zamku pełnym komnat, balowej sukni czy księciu w lśniącej zbroi. Zresztą do pewnego wieku chłopcy są dla nas niemal tak bliscy jak teściowe dla zięciów. ;) Jednak jak powszechnie wiadomo, tylko krowa nie zmienia zdania i ja – już jako kobieta – zaczęłam mieć podobne marzenia, tyle że dostosowane do naszych czasów. Zacznijmy od murowanego zamku. ;)
Valletta – najdalej wysunięta na południe europejska stolica jest niezwykle urokliwym maltańskim miasteczkiem. Jej powierzchnia wynosi zaledwie 0,8 km² (dla porównania powierzchnia Warszawy to 517 km²), a mimo to znajduje się tu aż 320 zabytków. Z tego też powodu stolica Malty została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO – w żadnym innym miejscu nie znajdziecie takiego zagęszczenia architektury pamiętającej czasy sprzed 400 lat.
Jakiś czas temu internet obiegła informacja o tym, że najbardziej znana atrakcja turystyczna Malty przestała istnieć. Most skalny Azure Window już na początku roku podczas burzy morskiej został częściowo uszkodzony, a całkowicie zawalił się po sztormie 8 marca. Wiem, że natura rządzi się swoimi prawami, ale przyznam szczerze, że mocno mnie zasmuciła ta informacja. Tym bardziej cieszę się, że miałam okazję zobaczyć Lazurowe Okno na własne oczy.
Mocno spóźniona, ale w końcu przyszła tak długo wyczekiwana Wiosna. Najpierw kapryśna, bardzo nieśmiało zaglądała w okna, teraz coraz odważniej muska promykami twarz o poranku. Wstawanie stało się znacznie przyjemniejsze, nawet w środku tygodnia o nieludzkich porach. ;) Mówiąc w skrócie – chce się żyć!
Gdyby zapytać napotkane osoby, z czym kojarzy im się Holandia, prawdopodobnie jednym tchem odpowiedziałyby: rowery, wiatraki i tulipany. Niektórzy z szerokim uśmiechem dodaliby, że to raj, w którym można na legalu przebywać (i nie tylko) w oparach konopii. ;) Holandia to jeden z najbardziej liberalnych krajów Europy – legalne są tu nie tylko miękkie narkotyki, ale również prostytucja, aborcja, eutanazja oraz małżeństwa homoseksualne.
Nigdy nie przepadałam za szarlotką – do czasu, gdy upiekłam tę z przepisu na stronie Kwestia Smaku. Od tamtej pory jest to jedno z moich ulubionych ciast (na podium razem z ciastem marchewkowym, również autorstwa Asi). Ciasto robi się bardzo łatwo i szybko. Nietypowy w szarlotce ananas najpierw podbił moje kubki smakowe, potem żołądek, a na końcu serce. ;)
Przychodzę dzisiaj do Was z krótkim wpisem na temat wielkanocnej aranżacji stołu. Na Pintereście można znaleźć mnóstwo inspirujących zdjęć z pomysłami na udekorowanie domu, jednak dla mnie najpiękniejsze są minimalistyczne aranżacje w duchu scandi. W tym roku to ja goszczę moich bliskich, dlatego też mogłam trochę porządzić i powiedzieć „nie” dla pstrokatych obrusów i przesadnych dekoracji. ;)