Przebierasz nerwowo nóżkami, które w końcu niosą Cię do kuchni, a tam z narastającym niezadowoleniem otwierasz kolejno każdą szafkę. Brzmi znajomo? Tak, bo każdego czasem łapie ochota na coś słodkiego. ;) Nie zawsze jednak mamy zapas słodyczy, zwłaszcza, gdy staramy się unikać cukru w codziennej diecie.
Podobno mieszkańcy Bergen zwykli mawiać: You haven’t really been in Bergen until you’ve been up Mount Ulriken! – i mają całkowitą rację. Ja rozszerzyłabym tę tezę i powiedziała, że tak naprawdę nie byłeś w Bergen, jeśli nie przeszedłeś trasy z Ulriken na Fløyen. Monumentalność, bezkres i surowość gór – żadne zdjęcia nie są w stanie tego oddać. To naprawdę trzeba przeżyć.
Jak co roku grudzień stanął pod znakiem świątecznej gorączki. Na ulicach tłumy, sklepy pękają w szwach – to znak, że Święta coraz bliżej. ;) To jest ten typ przedświątecznego zgiełku, za którym nie przepadam i w którym staram się nie uczestniczyć. Dla mnie Święta to czas oddechu i rodzinnych spotkań. To czas wspomnień lat dziecięcych, gdy całą rodziną spotykaliśmy się przy jednym stole. Boże Narodzenie zazwyczaj spędzaliśmy w domu dziadków, w którym panował radosny harmider, w powietrzu unosił się zapach wigilijnych potraw i czuć było zniecierpliwienie dzieci wypatrujących na niebie pierwszej gwiazdki.
Nowa siedziba Narodowej Orkiestry Polskiego Radia w Katowicach to miejsce wyjątkowe. Zespołowi architektów z Konior Studio, który zrealizował ten projekt, udało się połączyć w swojej wizji kilka istotnych elementów kultury i historii całego regionu. Budynek z zewnątrz nawiązuje do charakterystycznej dla Śląska architektury familoków, czyli ceglanych mieszkalnych zabudowań. Elewację budowli pokryto cegłą, a boczne ściany pomalowano jaskrawoczerwoną farbą na wzór nisz okiennych, z których słynie katowicki Nikiszowiec.
Mimo młodości spędzonej w stolicy Górnego Śląska, gwara tego regionu to dla mnie język obcy. Nie jestem rodowitą Ślązaczką, a do szkoły muzycznej chodziłam z ludźmi z najróżniejszych zakątków Polski, dlatego w moim najbliższym otoczeniu po śląsku się nie mówiło. Znam zaledwie kilka słów, w tym tytułowe „gryfne”, czyli „ładne”.
Za każdym razem, gdy podróżuję po Polsce w głowie pojawia się stara prawda: cudze chwalicie, swego nie znacie. Tak też było tym razem. W tak pogodny długi weekend grzechem byłoby siedzieć w domu, dlatego wyskoczyłam na Pomorze. Szybka wycieczka po Trójmieście zaowocowała mnóstwem zdjęć, spieczonym nosem i miłością do Gdańska.
Powiem Wam w tajemnicy, że na liście moich marzeń bardzo wysoko są podróże. Skrupulatnie notuję sobie miejsca, które chciałabym zobaczyć. Przyznam szczerze, że Berlina nigdy na tej liście nie było. Zmieniło się to niedawno, a niepodważalnym atutem okazał się fakt, że zachodnia stolica jest tuż za naszym polskim rogiem i nie trzeba zbyt wiele wysiłku, żeby się tam dostać. Nie ma konieczności brania długiego urlopu i rozbijania świnki-skarbonki z oszczędnościami całego życia. ;) Wystarczy weekend, bilet na pociąg i trochę zaskórniaków.