Kiedy kilka lat temu zaczęłam spisywać swoje podróżnicze marzenia, Porto i Lizbona plasowały się na podium listy, tuż za norweskimi Lofotami. Niedawno wraz z Gosią i Edytką zrobiłyśmy sobie babski wypad do Portugalii, do położonego nad rzeką Duero Porto.
Pogoda splatała nam figla i w drugim tygodniu kwietnia w Porto było zimniej niż w Polsce, jednak nie przeszkodziło nam to w wyciśnięciu z wycieczki maksimum. Pierwszego dnia chciałyśmy zrobić rekonesans i spokojnie pospacerować po mieście, ale trochę nas poniosło i przeszłyśmy 20 km, dzięki czemu zobaczyłyśmy niemal wszystkie najważniejsze miejsca. ;)
Porto ma wszystko, co uwielbiam – górzyste ukształtowanie terenu, rzekę, wąskie i kręte uliczki oraz stare miasto z kolorowymi kamieniczkami o pomarańczowych dachach. Widok na miasto rozpościerający się z lewego brzegu rzeki zapiera dech, a zachód słońca nad Porto jest jednym z najpiękniejszych, choć nie dane nam było zobaczyć go w pełnej okazałości na tle bezchmurnego nieba. Niewątpliwą ozdobą i wizytówką miasta jest dwukondygnacyjny most Ponte Dom Luís I, konstrukcją przypominający wieżę Eiffla. Skojarzenie nie jest bezpodstawne, bo most zaprojektował Teófilo Seyrig, który był współpracownikiem twórcy paryskiego symbolu. Dolnym poziomem jeżdżą samochody, górnym metro, a oba są dostępne również dla pieszych. Stalowy kolos robi ogromne wrażenie – na tyle duże, że obejrzałyśmy, obeszłyśmy i obfotografowałyśmy go ze wszystkich stron. ;)
Prawy brzeg rzeki to stara dzielnica portowa Ribeira wpisana na listę UNESCO. To tutaj znad rzeki wyrastają kolorowe, malownicze kamienice, będące symbolem miasta. Położona na wzgórzu Penaventosa dzielnica tworzy labirynt wąskich, ale również nieco zaniedbanych uliczek, na których mimo wszystko warto się zgubić. Znajdują się tu też liczne kawiarnie, stragany z pamiątkami, a czas umilają uliczni artyści.
Charakterystyczne i niezwykle urokliwe są również wszechobecne azulejos – ceramiczne płytki pokrywające ściany budynków, kościołów i wnętrz. W Porto można je zobaczyć niemal na każdym kroku. Przepiękny, zabytkowy dworzec kolejowy São Bento skrywa w środku historię Portugalii namalowaną na 20 tysiącach kafelek przez mistrza azulejos – Jorge Colaco. Płytki zdobią też elewacje kościołów Sé Catedral, Igreja de Santo Ildefonso, Igreja das Carmelitas, Igreja Paroquial de San Nicolau, Igreja da Trindade, Igreja do Carmo, ale tylko w tym ostatnim azulejos znajdują się również wewnątrz świątyni.
W Porto znajdzie się też coś dla fanów obcowania z naturą. Park Jardins do Palácio de Cristal zachwyca eksplozją zieleni i widokiem na rzekę Douro, a nieokiełznany Ocean Atlantycki mimo ogromnych fal działa uspokajająco. Do Matosinhos dostałyśmy się zabytkowym tramwajem numer 1, który jedzie wzdłuż rzeki i w ciągu 20 minut dowozi turystów nad ocean.
Na koniec słowo o jedzeniu. Portugalska kuchnia to przede wszystkim ryby i owoce morza. Ryby zjadłyśmy nad oceanem na Rua Herois da Franca i trzeba przyznać, że były pyszne i warte swojej niezbyt wygórowanej, jak na Portugalię, ceny. Natomiast być w Porto i nie spróbować słynnej francesinhy to grzech. W kwocie 10€ dostajemy lokalny przysmak – kanapkę z kilkoma rodzajami mięsa: szynki, kiełbasy i steka, do tego roztopiony ser, a wisienką na tym mięsnym torcie jest tajemniczy sos na bazie alkoholu. Nie jest to danie dla dbających o linię, ale moim zdaniem warto się skusić.
Do Porto chętnie wybrałabym się jeszcze raz latem, aby porozkoszować się czasem nad rzeką Duero czy leniwie posiedzieć nad brzegiem oceanu, ale tym razem w krótkim rękawku. ;) Miłego oglądania!
2 komentarze
Zdjęcia jak z katalogu podróżniczego a opis zachęca do podróży :D Lubię bardzo Twój blog :)
bardzo mi miło, dziękuję! :)