Dzisiaj będzie krótko, bo trudno ubrać w słowa ból, który czuje się po stracie ukochanego zwierzaka… Nigdy wcześniej nie mierzyłam się z taką sytuacją, Milka była moim pierwszym futrzastym przyjacielem…
Przygarnęłam ją zaraz po moich urodzinach w 2013 roku jako malutkiego kociaka, który nie miał skończonych nawet 2 miesięcy. Na początku trochę płakała za mamą, ale szybko zaczęła pokazywać swój charakterek, szalejąc na drapaku, biegając po całym mieszkaniu i polując na groźnych przeciwników w postaci gumek do włosów. Miałyśmy swoje rytuały – obowiązkowe popołudniowe przytulanie, gdy tylko usiadłam na sofę po powrocie z pracy czy przychodzenie na wieczorne mizianki jak tylko kładłam się spać. W pewnym momencie Milka troszkę się zmieniła – stałą się mniej aktywna i mniej chętnie broiła. Może było to spowodowane zmianami w moim życiu, które miały też wpływ na jej koci los, a może już wtedy zaczęła chorować.
Milciunia, moja ukochana koCóreczko… Tak mi przykro, że byłaś przy mnie tylko 4 lata… Z całych sił walczyłam o Ciebie, przepraszam, że nic już nie mogłam zrobić… Będzie mi brakowało tupotu Twoich łapek, kochającego spojrzenia i Twojej obecności… Mam nadzieję, że teraz bez bólu biegasz sobie po łące pełnej przysmaków i miziania… Tęsknię bardzo…
No Comments