Podróże

Półwysep Jukatan w Meksyku – informacje praktyczne

11 kwietnia 2022

Duże zmiany w życiu zawodowym wymagały spektakularnego zwieńczenia. 😉 W pewien styczniowy wieczór klamka zapadła i na naszych skrzynkach mailowych pojawiły się bilety do Meksyku! Wielu z Was pomyśli: „Phi, też mi coś!”, ale dla mnie to było wielkie wydarzenie. Za miesiąc miałam pierwszy raz w życiu polecieć na inny kontynent!

Celem naszej podróży stał się półwysep Jukatan, który wydawał się najlepszą destynacją na pierwszą, egzotyczną dla nas wycieczkę. Już samo planowanie wyjazdu było ekscytujące. Niemniej jednak na Jukatanie jest tyle pięknych miejsc do zobaczenia, że nie sposób zmieścić je wszystkie w 14-dniach. Z jednej strony chcieliśmy zwiedzić jak najwięcej, a z drugiej znaleźć też czas na słodkie lenistwo i odpoczynek przed nowymi wyzwaniami. Myślę, że udało nam się zachować dokładnie taki balans, o jaki chodziło.

Już na początku zdobywania informacji o Jukatanie wyklarowało nam się kilka miejsc, do których chcielibyśmy pojechać i to te punkty determinowały całą trasę. Na naszej liście pojawiły się typowe turystyczne miejsca, takie jak miasta Merida i Valladolid, laguna 7 kolorów – Bacalar, strefy archeologiczne Chitzen Itza i Tulum czy wyspa Holbox. Ale chcieliśmy też zobaczyć kilka nieco mniej obleganych miejsc. Mnie zależało na pływaniu z żółwiami w Akumal, zobaczeniu cenot i miasteczka Izamal, a M. znalazł dwa ciekawe miejsca noclegowe – na samej plaży oraz w domku na drzewie w środku dżungli. Chcieliśmy też wybrać się w rejs, aby zobaczyć krokodyle i flamingi w naturalnym środowisku. Początkowo myśleliśmy o realizacji tego celu w Celestun, ale w ostatniej chwili zmieniliśmy zdanie i postawiliśmy na Rio Lagartos. Wyczytaliśmy, że w tym drugim miejscu krokodyli jest więcej – w końcu sama nazwa miejscowości to w tłumaczeniu… rzeka krokodyli. Później okazało się, że wcale nie było ich tak dużo, ale o tym w jednym z kolejnych wpisów. 😉 Po drodze udało nam się jeszcze zobaczyć strefy archeologiczne Chacchoben oraz Uxmal.

LOT

Lecieliśmy czarterem PLL LOT na trasie Warszawa – Cancun – Warszawa. Bilety były drogie, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na last minute ze względu na ściśle określony termin urlopu. Na początku myśleliśmy o tańszych lotach przesiadkowych, jednak gdy policzyłam, ile będą one kosztować z obowiązkowymi testami na lotniskach, to wyszło, że łączny koszt nie był już tak atrakcyjny i zdecydowaliśmy się zapłacić więcej za komfort bezpośredniego połączenia.

Jeśli chodzi o sam lot, to nie obyło się bez przygód. Wprawdzie wylecieliśmy z Warszawy zgodnie z planem o 8:00, ale po ok. 10 minutach zobaczyliśmy na ekranie, że lecimy dziwnie i zmierzamy… na wschód. Obserwowaliśmy dokładnie, co się dzieje na ekranie, gdy po chwili odezwał się pilot, który poinformował nas, że samolot ma małą usterkę i niestety musimy wrócić do Warszawy. Zrzucając paliwo, wykręciliśmy sombrero nad Mińskiem Mazowieckim i po 1,5h od startu wylądowaliśmy ponownie na lotnisku Chopina. 😉 Okazało się, że było to konieczne, bo w Cancun nie ma mechanika, który naprawia dreamlinery. Po kilku godzinach czekania podstawili nowy samolot i wystartowaliśmy z 4h opóźnieniem. Lot z przygodami, ale udało się. Hola Mexico! 🇲🇽 😉

PLAN PODRÓŻY

Poniżej nasza trasa i 14-dniowy plan podróży:

Dzień 1 – lądowanie w Cancun i przejazd do Akumal.
Dzień 2 – pływanie z żółwiami w Akumal i Zona Arqueológica de Tulum.
Dzień 3–4 – chill na totalnym odludziu niedaleko Mahahual w fantastycznym domu na plaży Casa pronoia. Totalnie magiczne miejsce!
Dzień 5 – jezioro Bacalar.
Dzień 6 – ruiny Chacchoben i nocleg w domu na drzewie w La Republica del Maiz.
Dzień 7–9 – ruiny Uxmal, miasto Merida. Tu polecamy nocleg w hoteliku Catrina & Diego, o który dba urocze i przemiłe starsze małżeństwo.
Dzień 9 – miasteczko Izamal.
Dzień 10–11 – strefa archeologiczna Chitzen Itza, miasto Valladolid i cenoty. Zatrzymaliśmy się u wspaniałej Aury i jej męża Horazia w ich artystycznym domu – Casa de arte Moloch.
Dzień 11 – Rio Lagartos i przejazd na wyspę Holbox.
Dzień 12–14 – wyspa Holbox. Tutaj nocowaliśmy dość blisko portu, ale wyspa jest na tyle mała, że kompletnie nam ta lokalizacja nie przeszkadzała. Luna Roja to nowoczesny i bardzo ładny hotel, ale jego największym atutem jest Antonio, który zajmuje się tym miejscem.
Dzień 14 – prom do Chiquili i przejazd na lotnisko (nie ma tego fragmentu na mapie, bo jest ograniczona liczba punktów, jaką można wyznaczyć).

Całkiem nieźle tę trasę opisuje nasza tabelka w excelu, którą skrupulatnie wypełnialiśmy przed i w trakcie wyjazdu. Widać w niej nie tylko miejsca, w których się zatrzymaliśmy, ale też czas przejazdu z punktu A do punktu B oraz koszty noclegów, które w totalu wyniosły 2845 zł za 2 osoby. Linki do tych, które z całego serca polecam wkleiłam powyżej, ale w kolejnych wpisach poczytacie o nich znacznie więcej.

SAMOCHÓD I DROGI NA JUKATANIE

Łącznie przejechaliśmy ponad 1500 km. Skuszeni bardzo dobrymi opiniami postawiliśmy na lokalną wypożyczalnię samochodów Yes Car Rental. Około 2 tygodnie przed wylotem skontaktowaliśmy się z wypożyczalnią przez WhatsApp, gdzie na wszystkie nasze pytania odpowiadała miła Guadalupe. Do rezerwacji auta nie była wymagana żadna płatność, więc trochę się obawialiśmy, czy na pewno będzie na nas czekać, ale na szczęście niesłusznie. 😉 Koszt wypożyczenia auta na 14 dni wyniósł ok. 2500 zł. Poczucie bezpieczeństwa dało nam zawarte w tej cenie pełne ubezpieczenie i rzeczywiście zwrot samochodu przebiegł ekspresowo, bo nikt dokładnie go nie sprawdzał. Cena za litr benzyny podczas naszej podróży wynosiła ok. 19-22 peso (ok. 4 zł). Tankowaliśmy na stacjach Pemex i mimo licznych opowieści o próbach wyłudzeń na turystach w czasie tankowania, nas nic takiego nie spotkało.

Drogi są proste jak pas startowy, rzadko kiedy trafia się jakiś zakręt czy wzniesienie, ale o brak nudy Meksykanie zadbali, tworząc tope, czyli progi zwalniające na całą szerokość jezdni. W niektórych miejscach są one naprawdę szalonych rozmiarów, w innych nie są oznaczone żadnymi znakami, a że często są w kolorze asfaltu, to trzeba zachować czujność. 🙈  Przy tych progach zwalniających lokalsi rozstawiają stragany z owocami, kokosami czy nawet jedzeniem z grilla, licząc na złapanie klientów, którzy tak czy inaczej muszą tam zdjąć nogę z gazu. Natomiast moim ulubionym znakiem przy drodze jest ten ostrzegający przed… jaguarami. 😁

Przez większość naszej podróży trzymaliśmy się głównych dróg. Meksyk z samochodu to ciągnący się kilometrami las z przerywnikami w postaci wiosek, w których niestety w oczy rzuca się bieda. Domy to często same cztery ściany z cegieł lub drewna pokryte strzechą z liści palmowych. Samochody, a raczej wraki, którymi jeżdżą lokalsi mogłyby zilustrować osobny wpis, ale pokażę Wam tutaj tylko kilka perełek motoryzacji. Będąc tyle kilometrów w trasie za każdym razem zastanawiałam się, jak ci ludzie żyją w takich warunka, a po chwili na myśl przychodziło mi inne pytanie: czy są szczęśliwi? Czy mimo braku luksusu lub wręcz zapewnienia podstawowych potrzeb, jest im dobrze w miejscu, w którym żyją i jak to ich życie wygląda? Często na mijanych twarzach widzieliśmy uśmiechy, a więc może to nie status materialny daje im spełnienie? Może to po prostu słynna meksykańska mañana pozwala im patrzeć przychylniej na życie?

BEZPIECZEŃSTWO

My czuliśmy się na Jukatanie bardzo bezpiecznie. Nikt nas nie okradł, nie oszukał, wszędzie trafialiśmy na przemiłych i pomocnych ludzi, nawet mimo bariery językowej. Naczytaliśmy się wcześniej niezbyt pozytywnych historii, np. o kontrolach policji i wymuszaniu łapówek. Policjanci, owszem, mają swoje posterunki przy drogach, ale ani razu nas nie zatrzymali. Przez nasz opóźniony o 5h lot musieliśmy po zmroku jechać z Cancun do Akumal i wtedy mijaliśmy sporo policyjnych aut z włączonymi światłami ostrzegawczymi. Podobno jest to taki straszak i zaznaczenie obecności policji. We mnie trochę te patrole budziły grozę, bo na pace jechali uzbrojeni po zęby policjanci z długą bronią.

INNE INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Szczepienia przed wyjazdem do Meksyku nie są obowiązkowe, ale niektóre są zalecane i te zrobiliśmy na 2 tygodnie przed wylotem. Były to szczepionki na tężec i krztusiec, WZW typu A oraz dur brzuszny. Łączny koszt około 700 zł w zależności od placówki, w której robi się szczepienia. Część z nich trzeba powtórzyć w ciągu 6 miesięcy, pozostałe dają ochronę na 10 lat.
  • Jeszcze w Polsce kupiliśmy peso meksykańskie, w związku z czym wszędzie płaciliśmy gotówką. Przed podróżą czytaliśmy, że nie ma tak wielu bankomatów albo nie ma w nich gotówki, poza tym zdarza się, że służą oszustwom.
  • Ze znajomością hiszpańskiego na pewno jest łatwiej, o czym mieliśmy okazję się przekonać, próbując kupić kartę sim, ale o tym ciut więcej w jednym z kolejnych wpisów o Bacalar. 😉
  • Temperatura w 2. połowie lutego wynosiła od 27-31 stopni w cieniu i ani razu nie padało.
  • Zaskoczyło nas, jak Meksykanie dbają o miejsce, w którym żyją – na ulicach nie walają się śmieci, jak to ma miejsce w wielu miastach czy wsiach na południu Europy. Myśleliśmy, że jest to trudniejsze w ciepłych krajach, ale jednak okazuje się, że może być czyściutko mimo upalnego klimatu.
  • Z drugiej strony w totalnie rajskich i odludnych miejscach morze wyrzuca masę plastiku, którego nie ma kto sprzątać. A nawet jeśli ktoś by się znalazł, to jest to syzyfowa praca, bo fale ciągle przynoszą nowe śmieci. 😞
  • Jako że oboje jesteśmy raczej wysocy, wśród Meksykanów czuliśmy się niemal jak Guliwer w Krainie Liliputów. 😉   Potomkowie Majów są malutcy, co – jak podsłuchaliśmy przypadkiem od przewodnika w jednych z ruin – wynika z tego, że dieta ich przodków oparta była głównie na wyrobach kukurydzianych, co nie dawało wszystkich potrzebnych wartości odżywczych – w tym również tych niezbędnych do wzrostu.
  • Na Jukatanie jest cała masa bezdomnych psów. Z jednej strony serce pęka, a z drugiej strony raduje, gdy widzi, jak ludzie o nie dbają, sami mając niewiele.
  • Najtańsze pamiątki były w Chitzen Itza, co mocno mnie zdziwiło, bo to przecież jedno z najbardziej znanych miejsc w całym Meksyku. Oczywiście cena startowa jest wyższa, ale nawet bez prób negocjacji sprzedawcy sami schodzą z ceny. Magnesy na lodówkę można było tu kupić za 1 dolara (dla porównania – w Meridzie czy Valladolid za ok. 2–3 dolary), małe drewniane maski kosztowały 150 peso, choć cena wyjściowa wynosiła 250.
  • Noclegi rezerwowaliśmy zarówno na Airbnb, jak i na Bookingu i oba portale spisały się na medal.
  • Polecamy trzymać się przepisów ruchu drogowego oraz zwracać uwagę na tope, aby uniknąć niepotrzebnego zatrzymania przez policję czy uszkodzenia auta.
  • Weź ze sobą repelent – my mieliśmy Muggę i Moskito Guard, oba sprawdziły się genialnie. Lekarz medycyny zakaźnej polecił nam tez brać Neurovit, dzięki któremu podobno zapach skóry się zmienia na taki, za którym nie przepadają komary.😉
  • Jeśli chcesz się wyspać, weź ze sobą stopery – nasz sen był zakłócany przez szczekające psy, godzinami piejące koguty czy głośną lodówkę. 😉
  • Wychodząc z lotniska, spotkaliśmy panią ze straży granicznej w towarzystwie psa – zatrzymała nas, zapytała, czy mamy jakieś jedzenie i niestety wszystko, co było otwarte kazała wyrzucić – w tym kanapeczki z Polski robione przez babcię. 😉




Mam nadzieję, że powyższe informacje będą przydatne podczas planowania podróży na meksykański Jukatan. W kolejnych wpisach poopowiadam więcej o miejscach, które zwiedziliśmy podczas naszej podróży.

You Might Also Like

2 komentarze

  • Reply Gosia 11 kwietnia 2022 at 17:00

    I to jest konkretna propozycja!! A foty jak zawsze przecudne :D

    • Reply Paula 11 kwietnia 2022 at 17:33

      Mam nadzieję, że będzie inspiracją do podróży w ten region. ;) Dziękuję!

    Leave a Reply